Wypalaczowy faszyzm?

Oczywiście nie umniejszam winy samych biznesmenów, kreatywnych i pomysłowych lub po prostu cwanych i nastawionych na zysk podpatrujących zachodnie rozwiązania ludzi, którzy zdecydowali się na przełamanie tabu, na wywołanie medialnej i społecznej burzy, ludzi, którzy po prostu otworzyli pierwsze sieci sklepów oferujących dopalacze. Politycy wytworzyli jedynie popyt. Lecz, osoby, które stworzyły nań legalną podaż, konkurując z czarnym rynkiem również są winne. Pod przykrywką naturalnych mieszanek ziołowych, niejednokrotnie sprzedawano polną trawę z dodatkiem egzotycznych, lecz bezwartościowych z punktu widzenia psychonautów, roślin nasączonych po prostu odpowiednimi substancjami. Często były to syntetyczne kannabinole, czyli substancje wytworzone sztucznie na wzór występującego naturalnie w konopiach tetrahydrokanabinolu (THC), które często posiadały większy potencjał psychoaktywny, odurzający i uzależniający, które przynosiły więcej efektów ubocznych. Po kolejnych nowelizacjach zaczęto zastępować je jeszcze innymi, bardziej wymyślnymi chemikaliami. Na popularności zyskiwały również używki w innych formach, w tym sławny mefedron, który był dystrybuowany w postaci donosowego proszku. Aby zmniejszyć efekty uboczne niektórych z tych tymczasowo legalnych narkotyków, często dodawano doń leki takie jak paracetamol, a nawet różne bardziej wysublimowane. Dochodziło nawet do sytuacji, w których uzależnieni sprzedawcy podbierali dopalacze z opakowań, wypełniając ubytki mąką, sodą lub czymś innym, co mieli akurat pod ręką. Zupełnie tak jak ma to miejsce na nielegalnym, czarnym rynku.

Nie wiem, czy jakiś inny umysł był na tyle nietypowy, aby wymyślić tak czarny scenariusz, jaki przedstawię za chwilę. Narodził się on w mojej głowie po analizie całej sytuacji związanej z dopalaczami, po przemyśleniu sensu, jaki wynika ze słów ‘Produkt nieprzeznaczony do spożycia. W razie spożycia natychmiastowo skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą’. Zacząłem się zastanawiać, co byłoby gdyby… gdyby pewnego dnia, któryś z dystrybutorów dopalaczy, wpadł na pomysł jaki przedstawiali w swych wywodach niektórzy ludzie. Ludzie twierdzący, że narkotyki powinny być legalne po to by słabe jednostki same się wyniszczyły i wytruły. Stwierdził tak podczas jednej ze swoich wypowiedzi m.in. Janusz Korwinn Mikke, podobne słowa słyszałem później od wielu innych osób, na łamach prasy, telewizji i Internetu.

Gdyby jeden ze sprzedawców omawianych specyfików założył, że “tylko słabi gracze biorą dopalacze” i postanowił wbrew własnemu interesowi tych słabych graczy najzwyczajniej wyeliminować, miałby do tego znakomitą sposobność. Wystarczyłoby zamiast środków psychoaktywnych umieścić w nich składniki silnie trujące już w małych ilościach powodujące stany agonalne: strychninę, atropinę lub im podobne. Konsekwencje? Fala śmierci, setki, tysiące, a może i dziesiątki lub setki tysięcy ofiar. Ofiar, które podobnie jak użytkownicy Tajfuna zachęceni medialną nagonką, z jeszcze większą ciekawością sięgaliby po trujące substancje. W końcu coś, po czym tylu się przekręciło, to dopiero musi dawać kopa! Słabi gracze sami wpadaliby w te sidła i ginęli niczym lemingi masowo skaczące ze skarpy w otchłanie morza.

Konsekwencje dla sprzedawcy? Te akurat już poznaliśmy, gdy dopalacze zostały zamknięte; reakcja władz mogłaby być jedynie nieco szybsza, jeszcze bardziej spektakularna, widowiskowa i zdecydowana. Możliwe, że dodatkowo postawiono by sprzedawcy jakieś inne zarzuty np. zbrodni. Ale przecież on sprzedawał produkty nie do spożycia, więc prawo musiałoby zostać nagięte jeszcze bardziej.

Ja mam nadzieję, że nikt, nigdy i nigdzie nie skorzysta z wytworów mojej wypaczonej nieco wyobraźni. Przemyśl to jednak, gdy będziesz rozważał kolekcjonowanie kolejnego środka!

Tags: ,

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • Twitter
  • RSS

Leave a Reply

AD